Historie rodzinne z fotografią w tle
Historia pięknej sokolicy – Łucji Toczyskiej z Gdyni (fragment 1)

Świętej Pamięci Panią Łucję Toczyską (po mężu, a z domu Szotyńską) kilkakrotnie odwiedzałam w jej domu w Gdyni Wzgórze Św. Maksymiliana. Oglądałyśmy jej rodzinne albumy, opowiadała mi o swoim życiu.

Łucja Toczyska przeżyła blisko dziewięćdziesiąt lat i znała Gdańsk z trzech epok: kiedy był Wolnym Miastem, z okresu okupacji i wreszcie z czasów powojennej odbudowy. Doskonale pamiętała czasy  Gotenhafen za niemieckich okupantów i tuż powojenną polską Gdynię.

Jako działaczka przedwojennego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” robiła szpagat jeszcze trzydzieści lat temu. Dobrze pamiętała czasy wieców za Hitlera i kiedy nie było jeszcze radia i telewizji, a uliczne lampy świeciły na gaz. Jak mówiła, dzieci ma z różnych epok: Janina jest przedwojenna (rocznik 1937), Romek wojenny (rocznik 1940), a Witek powojenny (rocznik 1946). Tylko konik na biegunach, na grzbiecie którego bujała się cała trójka, okazał się ponadczasowy.

Dzieci z trzech epok

Do Towarzystwa Przyjaciół Gdańska Pani Łucja należała od momentu powstania tej organizacji. Przechowywała w szufladach odznaczenia: medal pamiątkowy „50-lecia Gminy Polskiej i Macierzy Szkolnej w Gdańsku” z 1974 roku, medal z okazji czterdziestej rocznicy wyzwolenia Gdańska i medal „Rodła” (1988 roku).

nor

Ale nie z nich była dumna, a właśnie z dzieci: z cudownej córki Janiny, z syna Romualda, który został muzykiem; mieszka i występuje w Wiedniu wraz z żoną Stefanią, śpiewaczką. Drugi syn Witold jest doktorem ekonomii, a wnuk Mateusz zrobił doktorat z prawa w Oxfordzie. Pani Łucja doczekała się licznych wnucząt i  prawnucząt, ale przede wszystkim zawsze miała wciąż młodego ducha sokolicy.

Po wojnie Toczyscy szybko stanęli na nogi, bowiem mąż pani Łucji był w latach 1945–1949 dyrektorem firmy spedycyjnej „Pantarei” w Gdyni. Powodziło im się nieźle. Jako jedyni na ulicy Wojewódzkiej w Gdyni na Wzgórzu Focha (później Nowotki, obecnie Świętego Maksymiliana, gdzie na dobre się zakorzenili), mieli własne auto. Pani Łucja chodziła w futrze z piżmowca. Kupiła je za Bieruta, a nosiła przez następne dwadzieścia lat, jeszcze za Gomułki.

Sklep kolonialny

Ale po kolei. Łucja urodziła się w roku 1914 w rodzinie polskiej. W Gdańsku było takich zaledwie osiem do dziesięciu procent. Mama Anna Gdaniec, pochodziła z Grabowa za Tczewem, a tata Leon Szotyński z Poznania. Do Gdańska przybyli po 1905 roku. Rodzice Łucji w kamienicy przy Tischlergasse 63, w której mieszkali, prowadzili także sklep spożywczy.

– Najwięcej kupowała polska Marynarka Wojenna, wówczas sporo okrętów stacjonowało przy Westerplatte, przeładunkowej bazie sprzętu militarnego i amunicji –pokazuje na zdjęciu sklep z szyldem: „Kolonialwaren-Geschäft”; poniżej widać reklamę proszku do prania Persil.

Pani Łucja i oraz trójka jej rodzeństwa: Zofia, Leon i Edmund uczęszczali do polskich szkół. Po ukończeniu szkoły powszechnej i gimnazjum pani Toczyska kontynuowała naukę w niemieckiej prywatnej szkole handlowej „Ottosiede”. Płaciła pięćdziesiąt guldenów miesięcznie za naukę stenotypii, księgowości i pisania na maszynie.

Rodzice pani Łucji zaangażowali się w działalność gdańskiej Polonii. Matka należała do Towarzystwa Polek, które urządzało w Domu Polskim pod egidą księdza Franciszka Rogaczewskiego zabawy i bazary. Dochód przeznaczano na budowę polskiego kościoła św. Stanisława Kostki we Wrzeszczu. Ojciec należał do Gminy Polskiej, w której pełnił funkcję sekretarza. Wkrótce po ukończeniu szkoły Łucja, dzięki przynależności do Towarzystwa Związku Polaków, otrzymała pracę stenotypistki języka polskiego i niemieckiego w Radzie Portu. Jak mówi, w Gdańsku przeżyła dzięki temu, że perfekcyjnie znała niemiecki.

cdn

Fot. Archiwum prywatne Łucji Toczyskiej

Udostępnij na facebooku